"W odległej krainie żyli sobie...".
Spokojnie, tylko żartowałem. Jak zwykle jestem zmuszany do napisania posta, chociaż biorąc pod uwagę datę ostatniej publikacji specjalnie się nie dziwię.
Tak zwane zbiegi okoliczności ( przez chrześcijan zwane też "picem na wodę") zdarzają się w moim życiu często. A ostatnio nawet bardziej niż często. Wchodząc dzisiejszego ranka, jak zresztą co dzień, na fb, odkryłem zamieszczony przez znajomego filmik niejakiej Mor Karbasi. Jako że muzyka w języku ladino jest już przeze mnie od dłuższego czasu znana, a nawet lubiana (Yasmin Levy!), nie zdziwiłem się na ten widok, a jedynie przypomniałem sobie, że jakieś dwa lata temu słuchałem tej pani często i z przyjemnością (nie wypada napisać "namiętnie"). Przyznam, że natrafiłem na nią przeszukując fejsbuka i inne monstra społecznościowe z nadzieją odnalezienia osób, które dzielą ze mną nazwisko. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy wśród potencjalnych krewnych odnalazłem śpiewaczkę z Izraela (co zresztą nie jest aż tak mało prawdopodobne). No cóż, mimo że to tylko pani która czaruje w ladino (miks hebrajskiego i hiszpańskiego), tak się złożyło, że akurat takiej muzyki słuchałem, szukałem i ją poznawałem. Opatrzność, czyli chrześcijański odpowiednik zbiegów okoliczności, działa, moi Drodzy, a Mor Karbasi, niczego Jej i jej nie ujmując, jest tego najsłabszym przykładem. Sugerując krótką i oczywiście spontaniczną nad tym refleksję, zostawiam Was sam(ych?) na sam(ych?*) z Mor - posłuchajcie .
* logicznie rzecz biorąc...
Musisz popracować na stajlem, bejb.
OdpowiedzUsuńPo prostu nie wyłapujesz pełni ironii, którą skrywa każde zdanie i jego przemyślany szyk, ka(lol)
OdpowiedzUsuń