W taki właśnie sposób, jakiś czas temu, zdobyłem pewien stary list. Nazwisko jego nadawcy, którym był greckokatolicki biskup przemyski Konstantyn Czechowicz, zapewne nic Wam nie mówi. Nawet być może w tym momencie w Waszych mózgach zapaliła się lampka z napisem „suchar” i macie zamiar przerzucić się na Pudelka. Nie róbcie tego. Postaram się udowodnić, że coś, co nie jest „e”, też może być ciekawe. A pamiątki przeszłości wcale nie muszą ustępować finezją i artyzmem wytworom naszych czasów. Wręcz przeciwnie.
Na pierwszy rzut oka, list biskupa Czechowicza wcale nie zachęca, aby zapoznać się z jego treścią. Ot, kawałek starego papieru, pomięty i poplamiony przez starość. Na dodatek, gryzie w oczy odręcznym pismem i archaiczną pisownią języka ukraińskiego. Gdy jednak przyjrzymy mu się bliżej, kreski układają się w litery, litery w słowa, słowa – w zdania, a zdania - w sensowną całość. Całość na tyle interesującą i piękną, że postanowiłem nie zamykać jej w swojej teczce, lecz podzielić się nią z Wami. Oto i ona:
KONSTANTYN
z Bożej łaski i błogosławieństwa Świętej Stolicy Apostolskiej
biskup przemyski, samborski i sanocki*.
Umiłowanej w Chrystusie, Czcigodnej Anastazji Struś, wieśniaczce w Pełkiniach,
pozdrowienie i arcypasterskie błogosławieństwo!
Z doniesienia czcigodnego urzędu parafialnego w Pełkiniach miło nam było dowiedzieć się, że Wy, czcigodna Pani, przejęci duchem prawdziwej pobożności i gorliwości o chwałę Bożą i o zbawienie swojej duszy, ofiarowaliście 200 koron na odnowienie starego obrazu Przeczystej Panny Marii do budującej się cerkwi w swojej wiosce.
Owa, jak na obecne przykre czasy, tak szczodra Wasza ofiara, świadczy dobitnie o Waszej żywej wierze i gorącej miłości do Pana Boga, o Waszym przywiązaniu do swojego św. Kościoła oraz do swojego przepięknego św. Obrządku. Tym czynem miłości do Boga daliście piękny przykład do naśladowania swoim współmieszkańcom, aby oszczędzali i przynosili swoje grosze jako ofiarę dla chwały Bożej, za którą Bóg tak szczodrze nagradza swoich ofiarodawców niebieskimi darami. „Radosnego dawcę miłuje Bóg”, mówi św. Apostoł Paweł (2 Kor 9,7), a „jaką miarą mierzycie, odmierzy się Wam”, upewnia nas sam Jezus Chrystus (Łk 6, 38).
Z prawdziwą radością wyrażamy Wam, czcigodna Pani, za waszą pełną miłości ofiarność, za wasze wzorcowe, religijne życie, nasze uznanie i pochwałę, a zarazem udzielając Wam naszego arcypasterskiego błogosławieństwa, prosimy Boga, aby stokrotnie wynagrodził Waszą ofiarę, aby na każdym kroku chronił Was od wszelkiego zła, zachował w mocnym zdrowiu na mnogie lata, a kiedyś, po szczęśliwie przebytej wędrówce tego życia, pozwolił Wam dołączyć do liczby swoich chorążych niebieskich.
Dano przy naszej katedralnej świątyni Narodzenia Św. Jana Chrzciciela w Przemyślu** dnia 18 maja 1908 roku.
+ Konstantyn
biskup
Parę słów mojego komentarza jako historyka. Pewnie dziwić Was może, że biskupowi Konstantynowi chciało się wysyłać tak piękny list do jakiejś wieśniaczki w zapadłej dziurze. Sprawa staje się o wiele bardziej zrozumiała, kiedy przeniesiemy się w czasie do maja 1908 roku. W Galicji Wschodniej, a więc i w okolicach Przemyśla, panuje wtedy straszliwa bieda. Kto miał trochę grosza, często był rzymskim katolikiem, natomiast wierni biskupa Czechowicza to przede wszystkim biedne chłopstwo, bez pieniędzy i nadziei na lepszą przyszłość. Jedni masowo wyjeżdżali za Ocean w poszukiwaniu chleba i dostatniego życia. Inni niekiedy polonizowali się i przechodzili na obrządek łaciński, który kojarzył się z prestiżem i karierą. Niewątpliwie, miał rację biskup Czechowicz, pisząc o „obecnych przykrych czasach”. W takiej sytuacji datek rzędu 200 koron (wówczas to prawdziwa góra kasy) przez grekokatolika wymaga szczególnej pochwały. Tym bardziej, aby i inni wierni greckokatoliccy, idąc za tym przykładem, mogli zerwać z obrazem biednego Kościoła chłopskiego. Wówczas cerkwie greckokatolickie mogły zacząć rywalizować o prestiż z kościołami łacińskimi, aby wierni nie porzucali swojego obrządku. Warto też zauważyć, że ofiarodawczyni to mieszkanka wsi szczególnie narażonej na latynizację, bo położonej na pograniczu osadnictwa polskiego i ukraińskiego (Pełkinie leżą przy linii kolejowej z Rzeszowa do Jarosławia, zaraz nieopodal tego drugiego miasta). Stąd też tak mocno biskup Czechowicz podkreśla „przywiązanie do swojego przepięknego św. Obrządku”, gdzie, na samym styku dwóch kultur, łacińskiej i bizantyjskiej, mogło być to szczególnie trudne.
Refleksję nad samą treścią listu pozostawiam Wam. Czy była ona warta odgrzebywania – moim zdaniem tak. Nie tylko dlatego, że w dobie e-maili i facebooka poplamiony kawałek papieru sprzed ponad 100 lat wygląda nieco egzotycznie.
Na dobranoc - przypisy dla hardkorów:
* Tu następuje wyliczenie dalszych tytułów biskupa Konstantyna: Prałat domowy i Asystent Tronu Papieskiego, Hrabia rzymski, Kawaler krzyża wielkiego Orderu św. Grobu w Jerozolimie i Orderu Żelaznej Korony II klasy, członek Towarzystwa Adwokatów Rzymskich św. Piotra, rzeczywisty tajny Radca Jego c[esarskiego] i k[rólewskiego] Apostolskiego Majestatu***, Członek Izby Panów Austriackiej Rady Państwa i Sejmu Królestw Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim.
** obecny kościół oo. Karmelitów pw. św. Teresy
*** chodzi tu o cesarza Austro – Węgier
Pełkinie to nie zapadła dziura. Z tej miejscowości pochodził jeden z błogosławionych dominikańskich - o. Michał Czartoryski - który zginął w Powstaniu Warszawskim.
OdpowiedzUsuńList jest z 1908 r - o. Michał miał wtedy 11 lat.
:)
Owszem, w Pełkiniach znajdował się pałac Czartoryskich, w którym urodził się bł. Michał. Nie zmienia to jednak faktu, że była to typowa wieś podobna setkom innym w biednej i zaniedbywanej przez Austriaków Galicji.
OdpowiedzUsuńświetny tekst, sztuka polegała na tym, by pozornie nieciekawym listem "jakiegoś" biskupa żyjącego sto lat temu udało się zainteresować czytelnika. Tobie to się udało. Dzięki
OdpowiedzUsuń