niedziela, 13 maja 2012

Uniwersytet=Wyższa Szkoła Zawodowa?

    No cóż, blog trochę podupadł w ostatnim czasie. Trudno tego nie zauważyć. Oczywiście możemy się bronić (i robimy to) tym, że brak nowych postów nie jest związany z nudą i brakiem zajęć w naszym borsuczym życiu, jest wręcz odwrotnie. Chyba każdy z nas już od dawna nie miał tyle szeroko pojętej pracy, co w ostatnich miesiącach.
 Z drugiej strony, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, Adam odzyskał pozycję autora najpopularniejszego/najczęściej czytanego posta, zasadniczo nie mamy z nim szans. W każdym razie publicznie gratuluję :)
   Ale nie o tym chciałem pisać. Do rzeczy. Od dłuższego czasu wpadam w irytację. Najczęściej czytając jakieś artykuły, od Wyborczej, przez Rzeczpospolitą po Tygodnik Powszechny. Wszędzie w zasadzie to samo. Lament, bo polskie uniwersytety jeszcze nie przekształciły się zupełnie w wyższe szkoły zawodowe. Jagielloński wciąż nosi dziwaczne i zbędne miano Uniwersytetu. Choć z drugiej strony zasługuje na to niezbyt pochlebne dziś określenie "produkując" nowe rzesze ludzi nie przygotowanych do zawodu, przeładowanych teorią. Teorią, brrr... Że też jeszcze jest ona do czegoś potrzebna. 
    W końcu, gdy przychodzi co do czego, liczy się działanie, i to nie byle jakie, ale skuteczne działanie. A do tego potrzebna jest przecież nie teoria, ale PRAKTYKA. Jak mawiają filozofowie, chodzi o "know-how" a nie o "know-that".
   Uniwersytety słyną z tego, że skupiają się na tym, co niemal zbędne. Czym się różni informatyka na uniwersytecie od tej samej na politechnice? Stosunkiem teorii do praktyki. Na tym pierwszym jest on szkodliwie wysoki na rzecz teorii. Podobnie jest z wieloma innymi kierunkami.
   I co tu zrobić z takim kłopotliwym, nieproduktywnym tworem? Trzeba go zreformować. Tak. Naukowcy to już przeżytek, dziś potrzebni są zawodowcy. Głównym celem uniwersytetów mają być nie badania naukowe, ale kształcenie profesjonalnych pracowników dla nowoczesnej gospodarki. 
    Jeśli o mnie chodzi, ja takiego ideału nie kupuję. I nie chodzi tylko o to, że w tak projektowanym modelu prawdopodobnie doszłoby do jakiejś dziwnej deformacji filozofii (co oczywiście byłoby dla mnie bolesne). Przed taką deformacją nie uchroniłaby się żadna nauka. Próbuje się nas przekonać, że to potrzebne, że to dla naszego dobra. A zwłaszcza dla dobra gospodarki. Jeśli się na to zgodzimy, nie zabraknie chleba i igrzysk.
    A co z tymi, którzy za chlebem i igrzyskami nie tęsknią? 
    Nie chciałbym być źle zrozumiany. Wcale nie uważam, że aktualny stan uniwersytetów w Polsce jest idealny i nie wymaga poważnych zmian. Nie zgadzam się tylko na promowane idee przewodnie. Owszem, dziś wielu z nas uczy się bez widoków nie tylko na pracę "w zawodzie", ale bez widoków na jakąkolwiek pracę. Jest nas na uczelniach zbyt wielu. Dlaczego? Żeby uczelnie mogły się utrzymać, bo im więcej studentów, tym więcej pieniędzy. Ale tym samym niższy poziom. Poważnej nauki nie da się uprawiać na masową skalę. Naukowcy zamiast zajmować się badaniami, muszą generować określoną liczbę punktów z publikacji, badań, konferencji (które bardzo często nie zasługują na miano "naukowych") i zajmować się wielką gromadą studentów "żądnych wiedzy". Choć powszechnie podkreśla się, że najlepsze efekty daje edukacja w stylu "mistrz-uczeń", formalnie jest to traktowane totalnie po macoszemu. Na tak zwane indywidualne tutoriale przeznacza się 10 godzin na semestr. Efekt tego taki, że dwie najlepsze uczelnie w Polsce ledwo mieszczą się w światowych rankingach pod koniec czwartej setki. Jestem przekonany, że Wyższe Zespoły Szkół Zawodowych w duchu promowanym aktualnie niemal wszędzie nie poprawią tego stanu rzeczy.
    Wiem, że to nieco naiwne, ale uważam, że głównym celem uniwersytetu jest nauka, poszukiwanie prawdy, działalność badawcza połączona z edukacyjną. Przygotowanie do zawodu jest cennym, ale jednak, dodatkiem.

1 komentarz:

  1. Drogi Andrzeju cieszę się że, ktoś wogóle poruszył ten jakże ważny temat który nas wszystkich studentów dotyczy.Sama się wiele razy nad tym problemem zastanawiałam, bo przeczież jak tu można uczelnie wyższe nazywać ''Uniwersytetami,,skoro dzisiaj zamiast stawiać na naukę,dąży się do rozwoju na wyskoką skale osoby głodnej ekonomicznego zysku,czy sukcesu.Może tutaj warto przytoczyć słowa mojego najwibitniejszego profesora który często powtarza tak ''Dziś już prawdziwych Uniwersytetów nie ma dziś liczy się ilosć nie jakosć ,,A jednak jak bardzo to podkreśla dzisiejszą sutuację na, rynku szkolnym i edukacyjnym pomijając przy tym przwdziwych ludzi nauki do których my wszyscy jako studenci należymy bez względu na to ,co każdy z nas studiuje.Dlatego studia powinny być ważną skarbnicą naukową opartą na, wiedzy a nie tylko organizacją która będzie na nas studentach zarabiać piniądze,a wraz z nią powstanie rzesza osób nie przygotowana do pracy w zawodzie,będąca tylko elementem wyścigu szczórów jaki jest obecnie na każdych studiach.

    OdpowiedzUsuń