wtorek, 11 października 2011

Dla potomności

Przegladające się w kałużach szare niebo i spadające w tanecznych piruetach liście dowodzą nieomylnie – lato definitywnie odeszło w przeszłość. Panująca za oknem jesień sprawia jednak, że jakoś chętniej wracamy myślą w stronę ciepłych, majowych i czerwcowych dni. Wówczas rozkwita życie – przyroda kwiatami, zielenią i śpiewem ptaków (ojachrzanię, ale kicz!), a wielkomiejski Kraków – gwarem i turystami ze wszelkich możliwych stron, wycieczkami, wyprawami, pielgrzymkami i eskapadami. Ulicami dziarsko maszerują kolejne grupy, pożerając wzrokiem wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu. Pod koniec dnia, kiedy przewodnicy już ochrypli, w aparatach wyczerpały się baterie, wszystkie McDonaldsy są zaliczone, a plecaki po brzegi wypełniają pamiątki (w przeciwieństwie do portfeli), dla turystów nadchodzi czas rozstania z naszym pięknym grodem. Przechodzę właśnie obok typowej wycieczki szkolnej, zmierzającej w stronę peronów dworca kolejowego. Jak zwykle w takich sytuacjach, obok uczniów podąża nauczycielka, pilnująca, aby dzieci szły równo, nie zatrzymywały się przy stoiskach z prasą dla dorosłych i nie wydały wszystkich oszczędności na watę cukrową. Zwraca się ona do popluwającego na ohydną posadzkę chłopaka: „Czy ty wszędzie musisz zostawić swoje DNA???” Ot, nieco bardziej wyrafinowana wersja pytania „Czy możesz tutaj nie pluć?” Incydent ten z pozoru cuchnął prozą życia i już miałem przejść obok niego obojętnie. Ale za chwilę coś mnie tknęło: Ha! Toż to pytanie głęboko filozoficzne! To pytanie o naturę człowieka!

Każdy homo (czasem) sapiens, od antycznych poetów i prezydenta USA począwszy, a na wsiokach plujących na dworcowe płytki skończywszy, chce zostawić jakąś widzialną, namacalną pamiątkę po sobie dla potomności. Aby udowodnić tę tezę, nie będę sięgał do literatury w poszukiwaniu utworów ilustrujących ten motyw, zwany górnolotnie „exegi monumentum”. Taka rozprawkowa dłubanina, prześladująca uczniów od pierwszych dni nauki aż do samiuteńkiej matury, z pewnością jest Wam znana aż za dobrze i zmęczy tylko i mnie, i moich P. T. Czytelników. Natomiast chciałbym się skupić na najprostszych i najłatwiejszych do zauważenia przejawach walki człowieka o pozostawienie części siebie dla potomości. Do dzieła!

Chyba najbardziej efektywnym sposobem przekazania jakiejś pamiątki po sobie jest pozostawienie potomstwa. Po pierwsze, puszcza się wówczas dalej w obieg swoje przeznakomite i przewyborne geny, zwłacza te odpowiadające za wysokie IQ. Po drugie, wychowując potomstwo, można w czasie tego procesu zaszczepić mu wyznawane przez siebie wartości i zainteresować odpowiednimi ideami (co wychodzi z tego w praktyce, to już inna sprawa). A przy okazji - liczyć na mile łechtające ego uwagi: „Jaka śliczna córunia, wykapany tatuś”, „Jakie przepiękne oczka, całkiem, jak u mamuni”. Chcecie zostawić coś po sobie? Dzieci przyszłością naszą i naszego Narodu!

Kiedyśmy już doczekali się umiłowanego potomstwa, możemy je zabrać na wycieczkę. Zwiedzając popularne wśród turystów urokliwe miejsca, natraficie na najróżniejsze ciekawe inskrypcje. Zwyczaj ten jest stary jak świat. Zauważcie, że obok takich błyskotliwych tekstów jak „je*ać Legie” czy „kocham cie” najczęściej tam pojawiającymi się będą: „Tu byłem i piwo piłem”, „Gienek”, „Piotrek i Kasia – 20.07.2011”. Słowem – pamiątki po gościach, którzy składając swoje autografy, chcieli zostawić w miejscach urzekających pięknem czy to przyrody, czy architektury, jakiś ślad po sobie, tym samym – zostawić cząstkę siebie, aby w ten sposób zostać tam w jakiejś formie na zawsze. To proste jak Wałęsa, ale skuteczne – dopóki w dziurawym budżecie tego czy owego urzędu nie znajdą się środki na remont takiego zabytku, tysiące ludzi zobaczy Wasze bohomazy. Działa?

Oczywiście, można zapisać się w historii ludzkości w nieco bardziej wyrafinowany sposób. Literatura, polityka, sztuka, działalność społeczna, filozofia, kultura, wojna, posty na blogu – to tylko niektóre pola do popisu. Ale o tym już pisać nie będę – to zbyt nudne. Na pewno znajdziecie z tej długiej listy coś dla siebie, wierzę w Was, że nawet w ostateczności nie będą to mele na ohydnej posadzce dworca.




7 komentarzy:

  1. Nie uznawaj wiejskiego ćwoka za pospolitego chama,
    bardziej wykształconego od koleżki z Wysp Bahama.
    Zielona mela może stanowić sztukę mój Rozbójniku,
    tak tak - artystyczny rozbryzg na dworcowym chodniku.
    Niech będzie to dla Ciebie przedstawiana
    sygnatura początkującego MELO-mana :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym przekazywaniem idei i wartości to - jak słusznie zauważyłeś - różnie bywa. Jestem przekonany, że pani Anna Kurska (prawniczka, sędzia, senator z ramienia PiS) bardzo się starała, a efekt i tak połowiczny - Jacek jest teraz eurodeputowanym PiS właśnie, Jarek - szyszką w Wyborczej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. doprawdy wyborne-i bynajmniej nie z racji wątku biologizującego to piszę(btw,inteligencja dziedziczona jest najprawdopodobniej jedynie w połowie-drugie tyle,to środowisko!):)
    Podgórz-fanki pozdrawiają Borsuczą!

    OdpowiedzUsuń
  4. Borsucza dziękuje i pozdrawia Podgórz-fanki, dołączając promienny uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja zostanę Potomnym, coby miał to wszystko, kto czytać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobrze się czyta - i wpis i komentarze :P

    OdpowiedzUsuń