piątek, 30 września 2011

Starość - nie radość.

Jednym z najczęściej pojawiających się mitów współczesności jest mit o zależności mądrości od wieku (starości). Powszechna opinia głosi bowiem, że starszych należy się pytać, bo wiadomo że są bardziej doświadczeni, więcej przeżyli itd.
Błąd w takim rozumowaniu polega na tym samym, jak na wiązaniu "pomnażania" posiadanej wiedzy z ilością przyjmowanych wrażeń (np. turysta jadący do Egiptu/Tajlandii itp w celu "odpoczynku", wyleżenia się, nigdy nie wzbogaci własnego umysłu poprzez obserwację i próbę wejścia w świat tubylców, (bo po co ma to robić?). Ma wiele wrażeń, ale zero dodatkowej wiedzy, nazwijmy to, życiowej).
Tak samo bardzo wiele starszych osób wcale nie jest mądrzejsza od nastolatków z otwartym i ciekawym umysłem.

Chciałem jednak podjąć nieco poboczny temat, choć dotyczący starości - starości ducha.
Starość kojarzy mi się przede wszystkim ze strachem - boję się starości mojego ciała, gdy będę pozbawiony wielu możliwości (tramwaj z pewnością zawsze będzie mi uciekał, nie mówiąc o jeździe rowerem...) Boję się też pewnej ospałości umysłu, może nawet jakiejś choroby - bardzo wiele nieszczęść przydarza się po 70-ce lub 80-ce. I najczęściej nie da się nic z tym zrobić. Jesteśmy do tego "zmuszeni", biernie to przyjmujemy.

Wydaje mi się jednak, że jest coś takiego, jak "aktywna" starość. Starość, którą sami w sobie rodzimy, która może pojawić się w nas, gdy tak naprawdę jeszcze nie zdążyliśmy dorosnąć. Starość która rodzi się z naszych lęków i kompleksów. To właśnie nazywam starością ducha. Można to nazwać inaczej - chorobą "świętego spokoju" (wcześniej podobną chorobę nazwaliśmy termofilią, vide: tu, demencją lub po prostu czymś w rodzaju lekkiej, ale permanentnej, deprechy...)

Jest kilka własności gatunkowych <<starego>> człowieka, m.in.:
- dążenie do "świętego spokoju", czyli stanu w którym będzie mógł on spokojnie usiąść i nikt, absolutnie NIKT, nie będzie mógł mu przeszkodzić; wszystkie jego działania zmierzają do tego, aby mieć święty spokój; niestety taki stan trwa najwyżej kilka godzin, zawsze wtrąci się inny człowiek lub, po jakimś czasie, miłosierna Opatrzność; ze względu na krótki okres trwania "świętego spokoju", frustracja zostaje dodatkowo wzmocniona...
- robienie wszystkiego dla innych, pod hasłem: ja jestem "stary" (tu można wstawić inny przymiotnik, określający konkretną negatywną cechę - np. nieudolny, gruby, głupi), więc to co mam, poświęcę dla innych. Zrobię to dla innych, itd. Jest to jednocześnie zrzucenie odpowiedzialności z siebie - robię nie to, co sobie wymyślę, tylko to, czego "potrzebują" inni. Po powrocie "innych" najczęściej jednak ów <<stary>> człowiek wypomina to poświęcenie i - nie znajdując zrozumienia - zwiększa swoją frustrację...
- brak jakiejkolwiek inicjatywy; św. Augustyn (a za nim Hannah Arendt) pisał, że jedną z istotowych cech każdego człowieka jest zdolność działania i inicjowania nowego świata. <<Stary>> człowiek składa odpowiedzialność za swoją "inicjację" na karby innych ludzi. On nie musi myśleć o swoim życiu, o sensie. Ważne żeby była ciepła micha i spanie. Taka postawa też wzmacnia frustrację "Starców" - człowiek z natury jest spontaniczny i stworzony został do tego, aby samemu tworzyć, a nie od-twarzać... Taka postawa wyklucza też największy cud - miłość.
- dążenie do "ustawienia" sobie życia; bardzo często spotykam ludzi w moim wieku, którzy wybierają studia nie ze względu na pasję, na to co ich interesuje i co chcieliby robić, ale ze względu na chęć ustawienia się (podobnie jest ze współczesnymi małżeństwami z rozsądku - i nie chodzi tu tylko o kasę, ale też np. pomysł, że ta kobieta będzie dobrą żoną tylko dlatego, że dobrze wychowa mi syna, a nie dlatego, że ją kocham; chcę podkreślić że nie mam na myśli tutaj tylko finansowego "ustawienia się"). Potem frustracja wzrasta - przecież tak naprawdę takie ustawione życie nie jest życiem tego człowieka (stąd mówi się o pokoleniu no-life'ów, ale to temat na inny post).

Jak pozbyć się tej <<starości>>? Myślę, że problem polega na tym, by dana osoba ją w ogóle zauważyła. Często spotykam się z taką <<starością>> ducha i nie wiem co robić. Współczesność każe mi tolerować, bo przecież to czyjeś życie, nie można się wtrącać. Macie jakiś pomysł? Może w ogóle ja źle to widzę..

PS. Może przede wszystkim powinienem pogratulować dostojnemu konsulowi Michałowi - i jego postu poniżej. Jego inicjatywa wyraźnie wskazuje, że wyrywa się on więzom i okowom starości! Kibicujemy!!

1 komentarz: