czwartek, 8 września 2011

Droga do nieba

Ok, to i na mnie przyszła pora. Mam dziś wolne, więc i czasu nieco więcej i nawet szczypta "weny" zachęca :) do rzeczy:
Pewnego dnia około godziny 19:07 zacząłem szykować się do wyjazdu na mszę o 19:30. Tym razem postanowiłem być dłuższą chwilę przed czasem i wyjechać wcześniej, coby ze spokojem przeżyć najważniejsze w ciągu dnia spotkanie. Pogoda wyjątkowo była całkiem przyjemna, świeciło słońce,

wiał przyjemny, dość ciepły wiatr, koła mojego polskiego górala sunęły sprawnie amsterdamskimi ścieżkami rowerowymi, myśli powoli zaczynały kierować się ku górze, aż tu naraz.. nie tylko myśli, ale i droga zaczęła się wznosić i jako żywo, kończyła się gdzieś w niebie... :)
Znowu przypomniało mi się specyficzne poczucie humoru Pana Boga :) skierował trasę na niebo, ale zapomniał dodać skrzydeł, tudzież innych środków latających. Mimo wszystko odczuwałem pokusę, by ruszyć i spotkać się z Nieznanym. Niestety, zanim pokonałem dwie przeszkody tzn. tłum rowerzystów rozsianych wokół mnie i szlaban, droga zdążyła wrócić na ziemię.. I ruszyły: torami niebieskie tramwaje, tuż obok nich ulicą samochody otoczone motorami, skuterami i żądnymi pierwszeństwa rowerzystami, ścieżką rowerową długi sznur rowerów, przeważnie czarnych, z charakterystycznie wygiętą kierownicą, białą końcówką tylnego błotnika, czarną osłoną wokół łańcucha i profesjonalną "podpórką" parkingową zapinaną koło bagażnika, a wśród nich jeden fioletowy, nieco podrdzewiały góral z srebrnymi błotnikami, a na nim równie "inny" Polak, jadący na mszę w Amsterdamie, co stanowi jedną z najbardziej niezwykłych form spędzania wolnego czasu w stolicy wolności i różnorodności..
Nie udało mi się być tak wcześnie jak planowałem, przypiąłem rower do bramy, wpadłem do kaplicy obok Kościoła Matki Bożej (Onze Lieve Vrouwekerk) i zaledwie minutę później po raz kolejny usłyszałem: "In de naam van de Vader, en de Zoon, en de Heilige Geest", odpowiedziałem "Amen" i znowu znalazłem się na drodze do nieba, ale już znacznie prostszej i szybszej.. I nie przeszkadzało, że rozumiem zaledwie kilka słów, gubię się w tutejszym sposobie przeżywania liturgii, jestem zmęczony po 8 godzinach pracy.. to zadziwiające jak łatwo czasem spotkać Boga i mimo wszelkich przeszkód znaleźć się w Niebie, choć na chwilę :)

3 komentarze:

  1. Cudnie (: pozdrowienia z coraz chmurniejszej Polski!

    OdpowiedzUsuń
  2. wejdź sobie na dach opery w Oslo,Bułku(jakbyś się kiedyś miał nudzić:P):)-całość jest dość wysoka,mocno skośna i BIAŁO-marmurowa. (muszę Ci posłać zdjęcie!) jeśli gdzieś na Ziemi można doświadczyć czegoś-optycznie-bardziej jak wniebowstąpienie- S Z A C U N! piękne uczucie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Pragnę zauważyć ponad 20 000 wejść. ;)

    OdpowiedzUsuń