poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zamknij oczy, a znajdziesz się....

Dziś zapraszam Was na krótką podróż. Rozejrzycie się wokół – wszystko zachęca, aby wyrwać się stąd i udać w jakieś inne, znacznie ciekawsze miejsce. Na Waszym biurku – stos zeszytów, książek, kserówek tudzież innego badziestwa związanego z sesją. Za oknem – siarczysty mróz, przenikliwy wiatr, a nie jest to jeszcze ostatnie słowo zimy. To co, spadamy stąd? No to siup: zamknijcie oczy i zjedźcie trochę myszką w dół.



Teraz otwórzcie oczy.


Nie ma śniegu, mrozu, wiatru, sesji. Świeci letnie słońce, a my sterczymy na jakiejś pustce, po horyzont tylko pola i lasy w oddali. Znaleźliśmy się w województwie podkarpackim, dokładniej, w północno – wchodniej jego części w okolicach Lubaczowa, a jeszcze dokładniej – we wsi Stare Oleszyce. Zapytacie pewnie: A cóż nas sprowadza w tym sesyjnym czasie do jakiejś dziury, świecącej pustkami? No właśnie. W Starych Oleszycach, podobnie jak w wielu innych wioskach wokół Przemyśla, między takimi pejzażami możemy odszukać miejsce wyjątkowe - opuszczoną od ponad 60 lat cerkiew greckokatolicką. Absolutnie genialną.

Tak prezentuje się ta niezbyt wielka świątynia z zewnątrz. Nie jest też zbyt stara, bo zbudowana została w latach 1910 – 1913. Na pierwszy rzut oka, wygląda raczej odstraszająco – dach przerdzewiał, okna zostały wybite, a wokół opuszczony cmentarz. Ale kiedy otworzymy wrota, naszym oczom ukazuje się jej fenomenalne, ozdobione malowidłami wnętrze.

Jak udało mi się odgrzebać wśród starych dokumentów biskupów greckokatolickich w Przemyślu, cerkiew była „malowana w roku 1929 w prezbiterium i kopule, kosztem 2000 zł”. Z kolei na jednym z malowideł widnieje data 1930. Nazwiska autora nie udało mi się jeszcze ustalić. Część polichromii została już zniszczona, albo wskutek wybicia okien, albo przeciekania dachu, lub też działania chemikaliów i wandali. W latach PRL-u świątynia ta służyła bowiem jako magazyn nawozów i materiałów budowlanych. Najciekawsze z tego, co jednak ocalało, postaram się Wam jak najrzetelniej zademonstrować. Czas zacząć nasz wirtualny spacer.

Najefektowniejsza jest polichromia kopuły. W bizantyjskiej architekturze sakralnej symbolizuje ona niebo, aniołów i chwałę Boga. Dokładnie tak przyozdobiono ją w naszej cerkiewce. Błękit, anioły i cherubiny wśród chmur, złociste promienie – oto znaleźliśmy się w niebie.

Świątynia nosi wezwanie Opieki Matki Boskiej. Według legendy, w soborze na Blachernach w Konstantynopolu miała objawić się Bogurodzica, rozpościerając swój płaszcz ponad zgromadzonymi wiernymi. Możecie tam zauważyć cesarza bizantyjskiego, patriarchę, świętych, zwłaszcza św. Romana, autora słynnego Akatystu ku czci Matki Bożej. Ten ostatni trzyma w ręku zwój z tekstem - mimo zacieków na malowidle, jeszcze można go odszyfrować: Oto Dziewica stoi w cerkwi i z rzeszą świętych niewidzialnie modli się za nas do Boga.

Przeciekawy jest cykl czterech scenek rodzajowych, o tak uroczym i ludowym charakterze, że nie sposób pominąć tu choć jedną.

Umiera staruszek. Przez znajome już Wam pola i lasy zmierza ku niemu ksiądz greckokatolicki w pięknych, bizantyjskich szatach. Rodzina modli się wokół łóżka umierającego, a ten z przerażeniem dostrzega uśmiechającą się do niego uroczo śmierć z kosą.

Pali się drewniana chałupina we wsi. Mieszkańcy gorączkowo biegną z wiadrami. Sąsiedzi pobożnie wyszli na drogę z ikonami w rękach. A ich dom nie zajmuje się.

W falach wzburzonego morza pogrąża się okręt. Dryfujący na resztkach masztów rozbitek wyciąga rękę w stronę Maryi z Dzieciątkiem.

Chłop orze pole w czasie burzy. Na widok groźnej błyskawicy – czyni pobożnie znak krzyża.

Nie jest to kompletny przewodnik po malowidłach, które można zobaczyć na ścianach opuszczonej cerkwi w Starych Oleszycach. Sporo pominąłem, i to nie z lenistwa. Aby zobaczyć wszystkie, musicie wybrać się tam osobiście. Im szybciej, tym lepiej, bo świątynia coraz bardziej popada w ruinę, a stan polichromii pogarsza się cały czas. Z roku na rok ubywają nieodwracalnie kolejne fragmenty. Przez grzyb i zacieki kolejne anioły i święci tracą głowy, szaty i skrzydła, spadające wraz z tynkiem na zaśmieconą posadzkę.

Zdawajcie egzaminy, brońcie prace magisterskie i inżynierskie. A zdobytą wiedzę wykorzystujcie, ratując takie miejsca jak to. Piórem, klawiaturą, aparatem, miotłą, teodolitem, zaprawą murarską, czymkolwiek. Bez nich świat jest wiele uboższy. A rozpadający się i rozpływający Aniołowie z pewnością będą Wam wdzięczni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz