czwartek, 26 maja 2011

Związek - Rozsądek (???)

Wiosna w pełni, parę dni temu nawet lato było. Objawia się ona nie tylko w temperaturze powietrza, ale także temperaturze ciał rozłożonych w różnorakich pozycjach na ławkach krakowskich w okolicach Plant. Czułość okazywana sobie wzajemnie  przez pary tych różnych ciał bywa niebywała. Wręcz uderzająca, szczególnie jeśli siedzi się na ławce obok.
Takiej ławki na Plantach krakowskich nie uświadczymy












Ale nie o tym chciałem mówić - zakochanie, całusy, czułości (miód, cud, orzeszki) - to piękna sprawa, szczerze tym wszystkim parom ciał zazdroszczę tak wspaniałych przeżyć. Swoją drogą myślę, że jest to tak wielka dla nich radość, że czują ogromną potrzebę dzielenia się nią, okazywania jej dalej.
Od razu narzuciło mi się pytanie o rozsądek - rozsądek w związku. Zazwyczaj związek oparty na racjonalnych, zdroworozsądkowych przesłankach traktowany jest raczej negatywnie - kojarzy się np. z małżeństwem ustawionym przez rodziców, gdzie panna młoda młodsza jest o 30 lat od swego męża - wiadomo, że nie ma wówczas mowy o szczęściu. Czasy, gdy małżeństwa z "rozumu" tego typu były zawierane we wszystkich sferach społecznych, chyba minęły - wyjąwszy może współczesną arystokrację. Myślę jednak, że coraz częściej można spotkać - szczególnie wśród ludzi religijnych - małżeństwo, czy raczej związek z "rozsądku" innego typu.
Chodzi tu o sytuację w której jedna strona wybiera drugą nie ze względu na zakochanie, podobanie się, ale - często podświadome - uczucie, że "z kimś takim powinnam/powinienem być". To jest ktoś, z kim znajdę szczęście, będą fajne dzieci, fajne wakacje, fajne życie. Myślę, że to głos rozsądku mówiący, że ładniejszej/mądrzejszej/lepszej/itd dziewczyny/chłopaka nie znajdziesz --> łap, chwytaj, bierz. Z drugiej strony, często głos rozsądku mówi, że już czas na to, ze jak będziemy zwlekać, to nic nie znajdziemy, będziemy samotni. Bardzo często robią tak ludzie religijni, szukając koniecznie wypełnienia swojego "powołania". Nie mówię, że to jest złe - rozsądek sam w sobie nie jest zły. Zły jest dopiero wtedy, gdy towarzyszy mu "uczucie" (jak zauważyliście w cytatach często umieszczam słowa, które nie do końca oznaczają to, co mam na myśli - zdaję się na intuicję Szanownego Czytelnika :-) lęku. Lęku przed samotnością, przed nie znalezieniem Nikogo-Lepszego. Myślę, że taki lęk z jednej strony oparty jest na braku ufności we własne siły (z jednej strony), ale też braku ufności w stronę owego potencjalnego partnera (z drugiej strony). Biorąc pod uwagę tą drugą stronę - brak tej ufności polega na tym, że rozsądek - jeśli już jest - opiera się nie na zaufaniu, jak jest w miłości, ale na lęku. To jest taka zdroworozsądkowość nowych czasów, rzekłbym - postmodernistyczna rozsądkowość. Ludzie tak boją się o swoją przyszłość, kariery, szczęście, dzieci (których to jeszcze nie ma na świecie...) że biorą pierwszą osobę, która tak naprawdę nie da  im miłości. Dlaczego? Bo traktują ją, jakby powiedział Kant, nie jako cel, ale jako środek - środek do własnego szczęścia, czy innych spraw.

A rozsądek w innych sprawach - to już inna kwestia...

17 komentarzy:

  1. Z drugiej strony, Karolu, popaść można w zupełnie inną "zdroworozsądkowość": być wobec siebie nieustannie podejrzliwym, czy aby na pewno nie jest się z kimś tylko dlatego, bo "lepszego nie znajdę". W tym też jest brak zaufania sobie, brak ufności. Sam Kant nie potrafiłby stwierdzić, kiedy Ty kogoś jako cel traktujesz, no bo jak "sprawdzić" swoje motywacje? Człowiek jest mistrzem mistyfikacji, ale podejrzliwość wobec siebie prowadzi do podejrzliwości wobec innych, a tego chyba nie chcemy?;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stworzyć Ci Twój portret psychologiczny na podstawie tego, co napisałeś? :D Chyba nawet ja bym potrafił...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeraż mnie to. A gdzie zakochanie i przysłowiowy piorun z jasnego nieba?

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię tego posta. (oprócz słowa "postmodernistyczna";)

    myślę, Michale, że na Twój portret psychologiczny Karola mogłyby wpłynąć też jakieś inne czynniki... np. to, że od roku mieszkanie pod jednym dachem..?
    Ale mogę się oczywiście mylić.

    pozdro dla trafionych gromem, zakochanych od pierwszego wejrzenia, a także wszelkich drugich zarówno jak i pierwszych połówek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem wielkim zwolennikiem trafienia gromem - jak wskazałem wyżej, bardzo zazdroszczę tym parom siedzącym na Plantach (szczególnie tym, które nie pozostają tylko w sferze ciała, ale równie mocno dopieszczają sobie wzajemnie dusze...)
    Rozsądek jest tak naprawdę ambiwalentny, bo z jednej strony jego brak jest poważnym ubytkiem w związku (wtedy piorun może co najwyżej spalić do szczętu obie strony), a z drugiej jego przesyt powoduje, że nie ma miejsca na miłość.
    Może nie do końca to podkreśliłem, ale wydaje mi się - i taki też miał być wydźwięk tego posta - że najlepszym środkiem do zaleczenia nadmiaru rozsądku (bo jego brakiem się nie zajmowałem)jest zaufanie - we własne siły, i w siły "partnera".

    OdpowiedzUsuń
  6. o jaaaa-psycho-post Karola O.o! koniec świata!!!:P

    ...tak sobie myślę,że niedobrze rozsądek w szukaniu partnera sprowadzać li i jedynie do kalkulacji typu 'znajdę lepszego,czy nie znajdę'(względnie 'zechce mnie/nie zechce')-jasne,czasem tak to wygląda. myślę jednak,że przynajmniej równie często uruchomiamy tę rozsądkową warstwę uczuciowości(!),kiedy przychodzi nam-po czasie-zdecydować,czy 'to' to 'TO';] i bynajmniej nie zawsze chodzi o szanse znalezienia czegoś lepszego i bardziej budującego(względnie-kogoś lepszego/atrakcyjniejszego)-często musimy zapytać sami siebie,czy po prostu nad 'tym' chcemy pracować i tak pracując,spędzić resztę życia;]

    nie tylko w Kościele usłyszysz,że miłość-to decyzja:] może i pioruńska(pierońska;)),ale zdecydowanie wymagająca namysłu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bartolomaeus27 maja 2011 17:33

    Karolu - gratuluję! Udało Ci się tak zdefiniować rozsądek, że bez wahania sytuuję się po stronie romantyków! ;-)
    A jeśli mnie rozpoznajesz, domyślasz się, że jest to nie lada wyczyn.

    Zrób jak "Znak" - konkurs z pytaniem o, czym będzie następny wpis ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Primo, jeśli rozsądek ma pełnić jakąś rolę w naszym życiu - to nie może dać się zdominować lękowi.
    Secundo, zasmuciłeś mnie wizją "ludzi religijnych" decydujących się na małżeństwo z rozsądku(a właściwie z lęku, który stłumił rozsądek). Cóż to za religię wyznają Ci młodzi, którzy stając w obliczu lęku nie do pokonania- ślubują z rozsądku?!
    Moja religia zna Miłość, a wierzący małżonkowie owszem- myślą rozsądnie(np. na co wydać ostatnią stówkę;), lęk oddają Bogu (który go zabiera i daje w zamian Pokój) i przede wszystkim szaleńczo się sobie podobają(!)
    Jak ma być inaczej- to ja w to nie wchodzę;)
    A że zamierzam żyć u boku Małżonka;) to zakładam że tak to mniej więcej wygląda:)
    Pozdrawiam!
    Ag.

    OdpowiedzUsuń
  9. Maju - decyzja decyzją, ale chodzi o to jakimi kierujemy się przesłankami, założeniami itd. Nie wiem, czy istnieje coś takiego jak "rozsądkowa warstwa uczuciowości" - jak to rozumieć?

    Bartku - konkurs na borsuczej będzie, ale nieco inny:)

    Ag. - ja też chciałbym, żeby było inaczej, żebym nie wpadł w te sidła zdroworozsądkowości i egoizmu:) A pytanie o ICH religię i ICH "boga" - cóż, to jest bardzo trudne pytanie, całkowicie inny temat - Kim jest Bóg dla przeciętnej, wierzącej osoby? Jak do postrzega? Jakie są z tym problemy?...

    OdpowiedzUsuń
  10. ok,tłumaczę się z mojego na potrzeby chwili użytego terminu:) "rozsądkowa warstwa uczuciowości"-to to,co zostaje,gdy swój stosunek do tej drugiej osoby-a właściwie,WASZĄ więź(notabene,brakuje mi tej interakcji osób w Twoim poście!) pozbawisz-roboczo,także na potrzeby chwili-warstwy sztampowo-emocjonalnej,niezależnej od Ciebie(i Twego sapiensizmu),w dużej części'pobudzeniowej',odnosząc się do fizjologii. zostanie wtedy komponenta,którą można by uchwycić pytaniami 'co o tej osobie myślę? kim jest dla mnie,a kim ja dla niej? co robimy ze sobą? gdzie nas to prowadzi?' i oczywiście,nie jest to komponenta bazowa w początkowej fazie związku(zwykle pojawia się po dłuższej chwili;często-niestety!-dopiero w kontekście rozpadu związku;])ale myślę,że w formie zalążkowej wpływa na jego kształt od samego początku.

    ech,trochę głupio tak na siłę oddzielać to serce i rozum:>

    OdpowiedzUsuń
  11. Hmm, w takim razie mówiłem o czymś innym, myślę że związki opisane w moim poście w ogóle nie dochodzą do takich pytań, a już na pewno nie przedstawiają ich sobie na owym poziomie "rozsądkowo-uczuciowym" jak go nazywasz.
    Myślę, że większość problemów życiowych, nie tylko dotyczących związków wynika właśnie stąd - że ludzie nie zastanawiają się nad sobą, własnym systemem wartości itd.

    Myślę, że borsucza i ten blog (co jest zapisane w Naszej Konstytucji!) mają m.in. prowadzić Naszych Gości do właśnie takich pytań :D!

    OdpowiedzUsuń
  12. Pominięto wątek oddawania siebie, który jest bardzo istotny. Jeśli decyduje rozsądek albo niektóre prymitywne uczucia to może jest zakochanie, ale nie miłość. Jeśli chcemy siebie oddawać, to jest miłość. A potem dopiero związek. Myślę, że nie można inaczej i chyba to jest źródło wielu problemów: że zapomina się o oddawaniu.

    Pzdr, Zuzanna

    OdpowiedzUsuń
  13. jak próbuję się logować, to mnie wywala...

    a chciałam dodać tylko 4 słowa - poczytaj sobie "Błąd Kartezjusza":)

    Ad.

    OdpowiedzUsuń
  14. A propos trafiania gromem: http://xkcd.com/310/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Można odnieść wrażenie, iż autor jest 80letnim niespełnionym mężczyzną, który napisał owy pamflet nie wiadomo w jakim celu, rozumiem natchnienie wiosną, ale wybujała wyobraźnia w stylu "tak jest (dlaczego?) - nie wiem, bo mi się wydaje, że tak jest" jest do tego stopnia nieskrępowana, że ten wywód można pociągnąć jeszcze dalej kończąc np tezami Nitzchego lub Herberta, bez sensu

    OdpowiedzUsuń