piątek, 30 marca 2012

Czekając na księcia i księżniczkę z bajki

Przyczyną wielu niepowodzeń i bolesnych rozczarowań współczesnego człowieka jest rozdźwięk między jego wizjami przyszłości i oczekiwaniami, a realnymi możliwościami i rzeczywistością, która wspaniałe plany i marzenia zwykła traktować po swojemu, czyli z buta. W powyższym zdaniu nie ma nawet grama narzekania czy denerwującego jęczenia, jakie to wszystko jest niesprawiedliwe. Nie ulega wątpliwości, że w życiu im coś jest bardziej wartościowego, z tym większym przychodzi wysiłkiem. Nonsensem jest snuć idylliczne wizje, po czym czekać z założonymi rękoma, aż wszystko zrobi się samo. Nie, nie zrobi się. Realizację swoich najwspanialszych marzeń, planów, pomysłów na życie osiąga się tylko przez ciężką pracę, przede wszystkim nad sobą. Jeśli fatamorgany budowania nieba na ziemi zaczynamy traktować jako rzeczywistość, wówczas oznacza to, że lecimy w stronę w świata czystego surrealizmu. I to w dodatku na ślepo, bo na oczach mamy różowe okulary, które skutecznie przeszkadzają nam zobaczyć to, co wokół nas, takim, jakie jest naprawdę.

Owe różowe okulary są szczególnie groźne i niebezpieczne, jeśli używamy ich do patrzenia na skomplikowane sprawy relacji damsko – męskich. Najkrócej mówiąc, osoba z idyllicznymi okularkami na oczętach wyczekuje na księżniczkę lub księcia z bajki, tego jednego, jedynego, wyśnionego, wymarzonego, wyczarowanego i oczarowującego, tą jedyną, przeuroczą, przecudną, anielską, zadziwiającą i podziwianą.

Cóż to będzie za facet! Istny książę. Osobnik taki, jak na księcia przystało, winien zjawić się na pięknym, białym rumaku, odziany w srebrzystą zbroję, odbijającą słońce. W jego ręku powiewa chorągiew, najlepiej z wyhaftowanym własnoręcznie portretem swej oblubienicy. Wpatruje się w nią godzinami swoim cukierkowym wzrokiem wokalisty OneRepublic, jego wzorem czaruje ją romantycznymi tekstami i piękną grą na gitarze. Gdy tylko w pobliżu zamku księżniczki zjawia się pożerający dziewice smok, natychmiast wyrusza, odrąbuje jego siedem paskudnych łbów, po czym składa swój oręż u stóp pani swego serca. Książę nie chodzi z kolegami po knajpach, nie ogląda pojedynków Barcelony z Milanem, racząc się przy tym piwem i czipsami. Nie używa wulgaryzmów, nie pije ni kropli alkoholu, goli się codziennie, nie ma chabaziów na klacie. Jak wraca z pracy, już siodłając wierzchowca (w warunkach późnej nowoczesności: odpalając brykę) dzwoni z informacją, o której przybędzie do domu. Jeśli król (szef) wzywa go na drugą zmianę, przynosi do łóżka księżniczce śniadanie własnej roboty, nie dość że całkiem jadalne, to jeszcze nie przypalone. Nie ulega wątpliwości – książę został importowany prosto z nieba, związek z nim to życie w prawdziwym raju.

Księżniczka. Można by bez przerwy opowiadać o jej anielskim wdzięku. Ona nie chodzi, ona płynie w powietrzu na obłoku perfum. Naturalne ciepło i troskliwość wręcz z niej emanują. Z myślą o swoim księciu wysłała teściową, jeśli nie na wycieczkę krajoznawczą na Plutona, to przynajmniej na drugi koniec Europy. Naturalność, spokój, zrozumienie, wspaniałe serce, pełnia kobiecości to tylko niektóre z uroków jej wspaniałej duszy, otulonej ciałem Afrodyty. To prawdziwy anioł w ludzkim wcieleniu.

Z czasem jednak okazuje się, że książę element po elemencie traci swoją lśniącą zbroję i oręż. Terminem „moja perełka” określa butelkę piwa. Skonsumowawszy przyrządzony przez księżniczkę obiad, zamiast podziękować, beka bezczelnie. Granice swojego rewiru w zamku znaczy rozrzuconymi elementami bielizny nie pierwszej świeżości. Sportem jest dla niego wyłożenie nóg na fotel przed telewizorem. Zamiast walki ze smokiem, preferuje wydzieranie się na swoją księżniczkę i sprowadzanie jej na dno psychicznego rowu mariańskiego, żeby czasem nie poczuła się ważna czy wyjątkowa. Zredukował ją do roli kuchenko-zlewozmywarki, a zamiast jej piękna, woli kontemplować wątpliwe wdzięki panienek z teledysków Benassiego. Nie pisze już romantycznych piosenek, a zaczął preferować muzykę (?) techno, którą z pomocą okazałych kolumn zakupionych dzięki pieniążkom księżniczki, katuje nieszczęsną fundatorkę. Cóż zatem się stało z naszym księciem? Dlaczego już nie jest taki cudowny? Czy może nigdy taki nie był?

Książę zszedł na psy, pozostała jeszcze księżniczka. Ale i ona może stracić swój powab. Od pewnego czasu nie mówi o swoim księciu inaczej jako o pantoflarzu, ofermie, nieudaczniku. Jedyny dar dla niego, na jaki było ją stać, to najnowszy singiel Tomasza Karolaka, bo przecież ci ciepło-kluchowcy są tacy podobni. Stała się sztywna i zimna. Chodzić z nią za rękę to jak chodzić z drabiną, a rozmawiać z nią - to jak mówić do lodówki. Ciągle zgłasza swoje pretensje do wszystkiego. Księżniczka zamieniła się w inną bajkową postać, niestety, padło na Babę – Jagę.

Nie muszę oczywiście tłumaczyć, że cały powyższy wywód odmalowałem grubym pędzlem ironii i jest w nim sporo przesady. Bynajmniej nie jest to też zachęta do folgowania swoim słabościom i uznania przytoczonych wyżej związkowych i osobowościowych odchyłów za zgodne z normą. Chciałem tylko pokazać, że osoba oczekująca z wytęsknieniem na księcia lub księżniczkę z bajki może doczekać się tylko jednego: rozczarowania. Może pozostać całkowicie sama, ponieważ będzie odrzucać kolejnych potencjalnych kandydatów. Patrzy tylko na ich wady, które w jej oczach przesłaniają zalety. Czeka, aż zjawi się wyśniony ideał. A że taki nie istnieje, zniechęcona, zaczyna potem narzekać, że wszyscy faceci to świnie lub łajzy, lub że wszystkie kobiety to zimne sztywniaczki, lecące tylko na wypasione fury i kasę. Albo przyjmie inny sposób – będzie kończyć nieodwołalnie ledwo co zbudowane związki, skoro tylko pojawią się pierwsze ryski na ich nieskazitelnych fasadach. I jedna, i druga taktyka będzie skutkować wyłącznie samotnością, wypaleniem i pustką.

Stanąwszy w tym punkcie, trzeba wytłumaczyć najważniejszą sprawę. Truizmem będzie stwierdzenie, że budując związki, powinniśmy mieć na celu tylko jedno: miłość. A cel ten zakłada, że wszystkie relacje będziemy budować na prawdzie. Tej prawdzie, która sprawia, że przestaje się żyć marzeniami, a przyjmuje się i akceptuje bezwarunkowo zarówno siebie, jak i kochaną osobę taką, jaką jest naprawdę. Nie jesteśmy ideałami, nie sądzę też, że nimi zostaniemy. I wcale nie jest to zachęta do zaprzestania pracy nad sobą. Wręcz przeciwnie – im bardziej się kocha, tym więcej od siebie się wymaga. Dopiero po otrząśnięciu się z przesłodzonych marzeń o sielankowym życiu w krainie tapety z Windowsa, można skupić się na tym, co najważniejsze – niezależności, szczerości, uczciwości, zrozumieniu, byciu oparciem i koncentracji nie na sobie i swoich wyobrażeniach, a na kochanej osobie. Bez tego nie ma szans na budowę prawdziwej miłości, a bez miłości życie tonie w mrocznych oparach bajkowego surrealizmu.


15 komentarzy:

  1. Myślę, że nie chodzi o to, by wyzbyć się marzeń księżniczkowo- książęcych, bo one są czymś naturalnym i pięknym. Inaczej moglibyśmy też wpaść w jakąś skrajność jak nie ten to już żaden, wszystko jedno, że w ogóle się nie dogadujemy nie potrafimy ze sobą żyć,ale księcia/księżniczki przecież i tak nie znajdę, więc cóż...
    W pamięci zostało mi powiedzenie, które zbierałoby zarówno zachowanie jakichś marzeń, jak i nakierowywałoby na pracę nad sobą:
    "jeśli chcesz mieć księcia musisz być księżniczką" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adaś, uchylisz rąbka tajemnicy co zainspirowało Cię do napisania tego zacnego posta? :)

      S.

      Usuń
  2. Ja wiem, ja wiem, Adam słucha łotewskich szlagierów typu http://www.youtube.com/watch?v=c6_KwI8cZVY przygotowując się do zwiedzania Rygi za dwa tygodnie ;]
    A zaraz potem puszcza Coldplay http://www.youtube.com/watch?v=1G4isv_Fylg&ob=av2e
    z tej mieszanki powstają niezwykłe myśli, zapewniam..

    OdpowiedzUsuń
  3. Szukanie księcia i księżniczki, choć z góry skazane na niepowodzenie, jest chyba procesem dosć naturalnym.
    Gorzej kiedy to osobnik sam wpada na pomysł, że owym księciem jest, poszukuje dla siebie księżniczki odgrywając rolę szarmanckiego bohatera, niezastąpionego opiekuna i wymarzonego towarzysza. Osacza swą wybrankę, budząc w niej raczej niepokój niż aprobatę.
    Oczywiście bywa i odwrotnie; zakochana księżniczka nie dająca żyć... :)
    Cóż pozostaje? Po prostu być prawdziwym. Nie bajkowym.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałeś byłeś przezacny Andrzeju, o innych hitach z listy przebojów DJ Szczupiego (wskazówki szukajcie na jego fb pod hasłem Paulo Coelho :)).
    Adamie będę szczery: temat co prawda tendencyjny i demitologizacja została na nim przeprowadzona wiele razy, ale Twój styl...smaczniejszy nawet od wypieków Twojej Mamy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. cidelbaterpnu31 marca 2012 15:28

    trzeba umiec sobie wyobrazic wspolczesna ksiezniczke/ksiecia, do tego dodac, ze nikt nie jest idealny, trzeba tez miec pewna samokrytyke,samoswiadomosc i realnie oceniac, co nie wyklucza istnienia tej cudownej, choc kaprysnej czasem ksiezniczki (ksiecia) :) podoba mi sie wspomnienie o byciu prawdziwym; szczerym. Jezeli umiemy przyznac np.: "tak, jestem strasznie glupi/a" i szczerze tego zalujemy, to zlosc drugiej osoby predzej zagoi milosc. Podoba mi sie forma zestawienia kontrastow w tekscie, dzieki temu wyrazniej widac mysl autora :) sam lubuje sie w zestawianiu skrajnosci dla lepszego przedstawienia ;) przepraszam za chaotyczne nudzenie.. i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Opis faktycznie - trochę hiperbolizowałeś, ale to, jak w powyższym komentarzu stwierdzono, dobre do wyjaskrawienia problemu ;) Mi się podoba sposób prowadzenia myśli :)
    Co do "idealności"... Problem w tym, że wszystko w tych czasach ma być idealne i w taki sposób kreuje się większość rzeczy. Skoro na okładkach i w ogóle w mediach pokazuje się "idealnych" ludzi, to trudno się dziwić, że potem traktuje się tak innych, a miłość jako miliony wzlotów i uniesień, w idyllicznym świecie. I potem niestety pełno takich rozczarowanych, którzy właśnie uciekają jak coś zaczyna być nie tak... A realistów jak na lekarstwo :/
    Pozdrawiam Borsuczą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. cidelbaterpnu31 marca 2012 17:03

    Anarriel,
    bo ten dzisiejszy "medialny" swiat troche pozbawia ludzi samodzielnego myslenia, przyjmuja gotowe formy- wlasnie wyidealizowane.. podobnie, jak swiat technologii samodzielnego dzialania :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę być dziwna:P bo nigdy nie chciałam księcia. Interesują mnie ludzie a nie bajki i wydaje mi się, że osób podobnych do mnie jest jednak wiele. Niemniej jednak dobry tekst:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytając ten post muszę stwierdzić że w dzisiejszych czasach bardzo trudno jest znaleźć przyzwoitego księcia z bajki. Ale jeśli miała bym wybierać to patrzyła bym na jego serce i duszę bo przecież , te dwa elementy są istotne w związku jeśli naprawdę się kogoś kocha i szanuje to można wybaczyć niektóre wady przecież każdy z nas ma jakieś wady. Jak napisałeś to praca nad sobą pozwala nam się stawać lepszymi, oraz wybiera ogromny wpływ na relację z drugą osobą poprzez lepsze wzajemne poznanie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. wlasnie, wlasnie... przyslowie "przyjaciol poznaje sie w biedzie nie jest puste. Milosc partnerska to przyjazn + pozadanie. Dlatego chce zdobyc ksiezniczke nie majac (albo pozorujac, ze nie mam) nic! ha ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Adaś wymiata, jak to on, jeśli o liczbę komentarzy chodzi- i bardzo dobrze, nie boi się chłopak trudnych tematów, to niech zbiera zasłużone granty :) w stylu też oczywiście wymiatasz, Adasiu!- nienaciągane wyrazy uznania kolejny raz mam tylko uwagę odnośnie(jakże uroczych!) 'sztywniaczek'- czy to to samo, co popularne 'sztywniary'? ;)
    i jeszcze merytorycznie.
    po raz- nie wszystko, co cenne, przychodzi w życiu z trudem(i odwrotnie)- stąd popularne powiedzenie, że 'świat nie jest sprawiedliwy'.(ale to może gwara lub pogwarze poszukujących pracy, wybacz, jeśli tak ;)).
    po dwa- hmmm. tak odbajkowałeś nasze romanse, że boję się żyć na świecie, Adasiu :P może nie warto być aż tak zasadniczym? jasne, zamykanie się w świecie ideałów- to głupota(albo strach), ale uciekanie od ich szukania/uiszczania(z pełną świadomością donkiszoterii tegoż)- to pozbawianie życia bajkowatości na być może jedynym ostałym jej szańcu. a jeśli życie może choć trochę być bajką lub choć trochę trącić naszym ulubionym Paolo- naprawdę, chcemy dać temu spokój? ;)
    Wierna Fanka pozdrawia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maju! Bardzo dziękuję za Twój komentarz i wyrazy uznania. W zasadzie sztywniaczka to prawie to samo, co sztywniara. Może z tą różnicą, że sztywniaczka nie wie, czemu jest sztywniaczką (bo tak i szlus), a sztywniara ma jakiś swój system wartości(dziwny lub nie), który sprawia, że jest sztywna. A merytorycznie: ad primum - pewnie i tak. Ale przyznasz chyba, że sukces poprzedzony ciężką pracą smakuje bardziej słodko? Ad secundum - może przemawia przeze mnie jakiś myślowy kubizm, funkcjonalizm, hiperrealizm czy też zwykły pesymizm, ale bajeczna stylistyka w życiu jakoś mnie irytuje. I nie jest to w najmniejszym stopniu dyktowane przez niechęć do ideałów, piękna, wzniosłych idei, idealizacji kochanej osoby, wspaniałych uczuć - to wszystko jest niczym, hmm... tabliczka czekolady, która może mieć jednak badziewne opakowanie. Tabliczkę czekolady zjadamy, bajkowe opakowanie produkcji Paulo Coelho wyrzucamy do śmieci :)

      Usuń
  12. Myślę, że trochę za dużo tej przesady ;) Idk, ale wydaje mi się, że coraz więcej osób uważa, że książę/księżniczka z wadami jest bardziej atrakcyjny/a i w ten nieidealny sposób idealny/a. Różowe okulary przestały być modne ;)

    OdpowiedzUsuń